"Dzieci nie są głupsze od dorosłych, tylko mają mniej doświadczenia." Janusz Korczak

"Nigdy nie pomagaj dziecku przy ćwiczeniu, jeśli czuje, że jest w stanie wykonać je samodzielnie" Maria Montessori

"Kiedy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat. " Janusz Korczak



piątek, 22 stycznia 2016

Kalendarz adwentowy 2015

Gabiś ma 5l 9m
Magda ma 2l 9m

(wpis rozpoczęty na początku grudnia, ale dopiero teraz ukończony, ups! :-( )

Nasz tegoroczny kalendarz adwentowy zrobiliśmy we dwoje, razem z Gabisiem. Od czasu ubiegłorocznej filcowej choinki (która została równie entuzjastycznie przyjęta i w tym roku), Gabiś bardzo polubił szycie i co jakiś czas prosi mnie o pracę do szycia. Tak więc latem dostał wieloryba (będzie o tym osobny wpis), a teraz bardzo chętnie pomagał mi w zszywaniu bucików do naszego kalendarza. Szablony bucików i numerów wzięłam stąd. Wycinaniem oraz obszywaniem bucików zajęłam się już razem z Gabisiem, ale numerki już sama naklejałam klejem "tacky glue". Całość nie dało się oczywiście zrobić w jeden dzień, tym bardziej, że Gabiś bardzo chciał mi we wszystkim pomagać, ale czas na to miał tylko wieczorami, po szkole.



Nasz gotowy kalendarz przed powieszeniem wyglądał tak:


A po powieszeniu tak:


A co znalazło się w tym roku w kalendarzu? Znów skorzystałam z z pomysłu z blogu Dwujęzyczność (dzięki!) i kupiłam dzieciom puzzle. Dla Magdy 24 części, dla Gabisia 48. Na każdym puzzelku była sylaba (Magda - z literami M, P, L, B) lub słowo związane tematycznie z puzzlami (Gabiś - piraci). Dzieci miały za zadanie znaleźć takie same sylaby bądź słowa na planszy puzzli. To był strzał w 10! ;-) Oboje nie mogli doczekać się nowych puzzelków, tylko że czasami przez zawirowania przedświąteczne musieli jednak uzbroić się w cierpliwość przez dzień lub dwa, aby na spokojnie móc się nimi zająć. Chciałam, aby ten moment trochę zatrzymać, celebrować, przeżyć bez pośpiechu. Jak widać przy okazji na załączonym obrazku, Gabiś chętnie pomagał Magdzie przeczytać sylabę oraz znaleźć ją na planszy, chociaż Magda byłaby w stanie zrobić to sama. Ahhh, rodzeństwo. ;-)





Dodatkowo, tak jak w ubiegłym roku, zamieściłam zagadki świąteczne dla Gabisia, tym razem zapisane czcionką kropkowaną, by mógł pisać po śladzie. Przyznaję, że w tym roku czytanie szło Gabisiowi dużo łatwiej, i większość odpowiedzi już dobrze znał, natomiast wklejanie karteczek i pisanie po nich na razie nie wypaliło. Zostało to jako zadanie na wolny dzień czy choćby wieczór już po świętach. Hmmm, tylko po których świętach? :-P


Natomiast bardzo się cieszę z pomysłu z puzzlami, którymi dzieci teraz codziennie się zajmują. Szczególnie Magda, która ma na to więcej czasu, ucząc się w domu. Czasami układa je sama, a czasami ze mną i wtedy ćwiczymy czytanie sylabek. Co idzie jej coraz lepiej... ;-)



poniedziałek, 18 stycznia 2016

W nowym roku 2016...

Magdusia ma 2l 9 m-y
Gabiś ma 5l 10 m-cy

...życzymy Wam, wszystkim zaglądającym do nas osobom, spełnienia wszelkich marzeń, radości, śmiechu co niemiara, dobrego humoru od rana do wieczora oraz aby wszystkie te jeszcze nie spełnione marzenia z poprzednich lat teraz właśnie miały szansę się ziścić. :-D


PS: A sobie samej życzę dodatkowo, by udało mi się znależć więcej czasu na blogowanie i przy okazji ukończenie tych wszystkich porozpoczynanych wpisów. ;-) 

czwartek, 18 czerwca 2015

Obserwujemy wzrost fasoli

Magda ma 25 miesięcy
Gabiś ma 5 lat 1 miesiąc

Jak co roku, tak i tej wiosny (a właściwie na przedwiośniu, bo nasz kwiecień zbyt wiosenny nie był) zabraliśmy się za obserwacje wzrostu fasoli. To fasola z naszego ogródka, którą przechowywałam przez zimę w plastikowym pudełeczku. Niestety, razem z nią jakieś robactwo które wygryzło dziury w większości ziaren. My jednak do naszego eksperymentu wrzuciliśmy również te nadgryzione, by zobaczyć, czy w ogóle będą kiełkować. A więc najpierw wrzuciliśmy trochę kulek waty do słoiczków, potem każde dziecko wrzuciło do swojego słoika po kilka ziaren fasoli, całość lekko podlaliśmy i postawiliśmy na parapecie okiennym do codziennej obserwacji. Dodatkowo przygotowałam Gabisiowi kartę obserwacji, na której miał narysować cotygodniową fazę wzrostu fasoli.

Na początku fasola wyglądała tak (Gabiś sam podpisał swoją etykietkę):


Po tygodniu ruszyła fasola naszego przedszkolnego kolegi, u Gabisia dopiero się budziła, a u reszty jeszcze spała. Dopiero po 10 dniach widać było więcej zielonego. ;-)


Tutaj Gabisiowa fasola w przybliżeniu:


Po pełnych dwóch tygodniach Gabisiowa fasola wyglądała już porządnie, czyli tak:


Gabiś sumiennie starał się oddać każdą z faz wzrostu:


I podczas, gdy Gabiś dokumentował, Magda próbowała zrobić roślinkom zdjęcie. ;-) Próbowała, bo tak naprawdę ten aparat tylko odtwarza obrazki z tarczy. ;-)


Oto końcowy efekt tego doświadczenia:


Po jakimś czasie, z opóźnionym zapłonem, również w Magdusinowym słoiczku coś tam zaczęło kiełkować. Niestety, nie dopilnowaliśmy regularnego podlewania i nie udało się nam wysadzić gotowych roślinek do naszego ogródka, a szkoda, może mielibyśmy trochę fasolki szparagowej już w maju?

Dla zainteresowanych załączam arkusz obserwacji: Obserwacja fasoli

piątek, 24 kwietnia 2015

Kolory na śniegu na dwa sposoby i iglo

Magda ma 2 lata
Gabiś ma 5 lat

Hu hu ha! Hu hu ha! Nasza zima zła! 
A my jej się nie boimy, kolorową ją zrobimy! 
Tra la la la la! :-D 

No, i zrobiliśmy, jak tylko mrozy trochę odpuściły. Najpierw zrobiliśmy kolorowe kule lodowe, by tak jak w ubiegłym roku, udekorować nimi ogródek przed domem. Tym razem Gabiś też mi pomógł przy napełnianiu balonów oraz ich wystawianiu na schody do zamarźnięcia. I tak to wyglądało: najpierw któreś z nas wlewało kilka kropel barwnika spożywczego do balonika, potem ja szczelnie zakładałam ów balonik na kuchenny kran, a Gabiś, podtrzymując go od dołu, nalewał tyle wody, ile się dało, potem znów ja zdejmowałam balon z kranu, robiłam porządny supełek i któreś z nas maszerowało zaraz z napełnionym balonem przed drzwi. Tutaj odradzam wynoszenie balonu napełnionego bardzo ciepłą wodą na 20 stopniowy mróz, chyba że ktoś ma zamiar zaraz się przebrać w noer ciuchy. :-P Dodam też, że oprócz barwnika użyłam również pisaki do bingo, dzięki czemu moje ręce (miejscami aż do łokci, hehehe) przed dobrych kilka dni wyglądały również, powiedzmy, dość kolorowo. Ale, jak widać na poniższych zdjęciach, cały ten nasz wysiłek opłacił się i mieliśmy kolorowy ogródek. ;-) Dzieci zachwycone! Fotki zrobione! Ptaszki nakarmione! Niestety, jakimś chłystkom pomysł ten nie za bardzo przypadł do gustu, i już po kilku dniach większość kul została powyrywana i porozrzucana naokoło... :-( No, i bądź tu pozytywnie nastawiona do zimy...



Na nasze śliwce mirabelce powiesiliśmy dodatkowo ziarenkowe serduszka dla ptaków, które przygotowały moje dzieci. Należy tylko wsypać ziarna (np. z mieszanki do karmników), włożyć sznurek zawiązany w pętelkę, całość delikatnie podlać wodą, która po zamarźnięciu wszystko ładnie scali, i to wszystko!


Drugi pomysł pokolorowania zimy pochodzi stąd. Zrealizowaliśmy go na koniec sezonu śnieżnego, aby mrozy już nie dokuczały młodym malarzom w ich twórczej pracy. ;-) Przygotowałam więc słoiki z farbą i pędzlem każdy, no i dzieci zaraz zabrały się do malowania resztek po bałwanie.


Magda ochoczo zabrała się za pędzle i razem z kolegą-przedszkolakiem zaczęła eksperymentować na bałwanie. Spędzili przy tej czynności całe przedpołudnie. 




Gabiś na początku nie za bardzo chciał malować, ale w końcu zdecydował się dodać coś od siebie i namalował motyla:


Motyl w przybliżeniu:


Oto efekt końcowy:


No i nie mogło się obyć bez jazdy z przeszkodami naokoło tak upiększonego bałwana. ;-)


A na sam koniec naszych tegorocznych zabaw na śniegu, już w czasie pierwszych roztopów, udało nam się nawet zbudować iglo!!! Próbowałam zrobić kostki ze śniegu już wcześniej, ale nasze zimowe powietrze jest tak suche, że nic się ze sobą nie chciało lepić, więc dopiero przy pierwszych roztopach, gdy śnnieg jest mokry i daje się zbić w kulę, udało się nam zbudować iglo z kostek śniegu. Użyliśmy do tego dwóch plastikowych opakowań po niemowlęcych husteczkach do pupy. No dobrze, prawie że udało, bo chociaż pracowaliśmy nad nim z Gabisiem bardzo ciężko przez dobre 4 godziny, to jednak w czasie naszej przerwy obiadowej słońce przygrzało już na tyle mocno, że zawaliła nam się górna część iglo i nie mieliśmy już sił tego naprawiać. A propos sił, zakwasy po tej zabawie miałam jeszcze przez kilka dni... ;-)




Oczywiście już po fakcie (bo niby dlaczego przed?) poszperałam w internecie i znalazłam np. bardzo interesujący kanadyjski film ilustrujący budowę iglo. Z kolei na stronie Canadian Polar Commission można znaleźć więcej informacji na temat budowy igloo, np. by je zbudować w Arktyce, bo tylko tam można znaleźć odpowiedni śnieg. I coś w tym jest, bo pomimo że w Montrealu zimą sypie się to białe coś na potęgę, to trudno z niego cokolwiek ulepić, choćby takiego banalnego bałwana, a co dopiero iglo. Najrbadziej jednak spodobała mi się ich wskazówka: co zrobić, gdy część albo i całe iglo nagle się rozwali? Otóż należy się chwilkę z tego pośmiać, a potem poprawić błąd. I już! :-D Dobra filozofia, prawda? Jednak, pomimo iż prawdziwe iglo buduje się tylko ze śniegu, a nie z lodu, to w następnym roku mam zamiar zbudować coś takiego: kolorowe iglo :-D Dam znać, jeśli nam się uda.

sobota, 11 kwietnia 2015

Trochę jogi dla maluchów

Magda ma 22 miesiące
Gabiś ma 3 lata 11 miesięcy

Nasza kanadyjska zima nie zachęca do długich spacerów czy innych innych codziennych aktywności na świeżym powietrzu, chociaż oczywiście człowiek wychodzi z domu no i niby przy tym trochę się rusza. W ramach dodatkowego ruchu w lutym mama dzieciom, czyli ja, postanowiła poćwiczyć trochę pilates, tak więc dwa razy w tygodniu, z matą pod pachą, opuszczałam dom wieczorową porą i dziadki zostawały pod opieką taty. I chyba im się spodobał pomysł ćwiczenia na macie, bo jak się okazało zaraz po pierwszym moim wyjściu, syn poprosił tatę o pokazanie mu jogi na youtube, tak więc po powrocie zastałam dzieci usilnie próbujące swoich sił w przeróżnych wymyślnych pozach. ;-) Przypomniało mi to o pięknych zdjęciach dziewczynki ćwiczącej jogę (do wydrukowania ze strony sew_liberated), które wydrukowałam już chyba z rok temu (ups). Teraz dorobiłam do nich jeszcze ramki z nazwami tych asan, na każdą nakleiłam odpowiednie zdjęcie i całość zalaminowałam, aby były trwalsze. Na koniec wszystkie karty włożyłam do pięknego żółtego koszyczka oraz zaprosiłam dzieci do ćwiczeń. Pokazałam im kartę, przeczytałam nazwę asany, pomogłam dziecku jako tako tą pozycję wykonać (do dokładności na tym etapie podchodzimy dość luźno), a następnie policzyć do 10. Gabiś oczywiście znakomicie sam poradził sobie z liczeniem, za to Magda liczyła "dwa tsy", ale jeśli ja razem z nią liczyłam do 10, to tyle też wytrwała w danej pozycji. :-)



Od tej pory oboje chętnie sami wyciągają matę, wyszukują sobie ciekawe pozycje i ćwiczą jogę. Magda mówi na nią "Jota". Czasami też gimnastykują się oboje na raz na tej samej macie. ;-) Sesje oczywiście nie są długie, najczęściej składają się wręcz tylko z dwóch czy trzech pozycji. W każdym razie tak Gabiś, jak i Magda, lubią powyginać ciałka, więc niech im to tylko na zdrowie wyjdzie! ;-)





Ramki do zdjęć z nazwami asan można pobrać tutaj:
Joga dla dzieci_karty do zdjęć z nazwami asan

Orginalne zdjęcia pochodzą od Meg z bloga sew_liberated.

sobota, 28 marca 2015

Liczenie do 100 na magnetycznej tablicy setki - hundred board

Magda ma 22 miesiące
Gabiś ma 4l10 miesięcy

W nauce matematyki metodą Montessori przy nauce liczb 1 do 100 używa się między innymi tzw. talicy setki, po angielsku hundred board. Można ją kupić w zasadzie w każdym internetowym sklepie Montessori, jednak ja wolałam zrobiłać własną wersję magnetyczną. A pomysł na zrobienie właśnie takiej wersji tej tablicy pochodzi z tej strony. Zrobiłam dokładnie tak, jak podaje autorka bloga. Kupiłam dwa opakowania drewnianych kostek, na których niezmywalnym czarnym pisakiem wypisałam liczby od 1 do 100, do tego zakupiłam samoprzylepną taśmę magnetyczną (również dwa opakowania), a samą tablicę wydrukowałam z tej strony (hundred board template), przycięłam oraz zalaminowałam. Metalową blaszkę do pieczenia ciasteczek miałam już w domu, zakupioną zresztą za 1$. To wszystko. Prawda, że prosto i tanio? ;-)


Teraz należało się tylko trochę podszkolić w kwesti prezentacji i już można zaprosić dziecko do nowej pracy!



Za pierwszym razem kostki zostały wyłożone z koszyczka bez ładu i składu, co faktycznie utrudniło Gabisiowi odnalezienie odpowiedniej kostki, no i zadanie go przerosło. Tak więc następnym razem poprosiłam go o ułożenie kostek w kolumnach dziesiątek, i bingo! Tym razem Gabiś ułożył całą tablicę setki! :-) A jaki był zadowolony i dumny z siebie, a ja z niego! ;-)




Tak był pochłonięty układaniem całej tablicy, że nawet zaczynająca się lekcja muzyki (którą uwielbia!) nie zdołała go odwieść od pracy... aż ją dokończył. Szczęśliwie pani od muzyki mogła chwilkę poczekać z rozpoczęciem lekcji.


Z tablicą setki można pracować na wiele sposobów tak, by urozmaicić dziecku naukę, np. można na niej grać w różne gry. Kilka dni temu Mamabliźniacza dodała świetny wpis o jeszcze innych rozszerzeniach do tej tablicy, z których mam nadzieję już niedługo skorzystać.

PS: Jeśli ktoś szuka pomysłu na recyklingową tablicę, znajdzie ją u autorki bloga Projekt Człowiek, która zamieściła bardzo ciekawy, do tego tani jak barszcz, sposób na wykonanie tablicy setki z nakrętek

czwartek, 29 stycznia 2015

Festiwal śniegu, czyli Fête des neiges 2015

Gabiś ma 4l10 miesięcy
Magda ma 22 miesiące

Jedną z rzeczy, które bardzo, ale to bardzo mi się podobają w Montrealu, to darmowe festiwale! Jest ich całe mnóstwo, o każdej porze roku, czy nawet dnia, bo tak tak, są też i nocne (niedługo już taki jeden się odbędzie... może w tym roku skorzystamy?), dla dużych, jak i dla małych, no słowem: zatrzęsienie! I do tego większość gratis! Tutaj nawet sroga kanadyjska zima nie jest dla nikogo wystarczającym usprawiedliwieniem do zamknięcia się w domu. Ostatniej niedzieli wybraliśmy się więc na Fête des neiges de Montreal. Ze względu na straszny ziąb (ok. -15 do -20 stopni, z wiatrem) wytrzymaliśmy tam tylko jakieś półtorej godziny i skorzystaliśmy raptem z garści zaoferowanych atrakcji, ale przy sprzyjających wiatrach prawdopodobnie jeszcze wrócimy w któryś ze zliżających się weekendów, ponieważ festiwal łącznie trwa przez aż 4 weekendy, do 8. lutego.

Oprócz wózka, wzięliśmy również saneczki, więc Magda zaraz ochoczo na nie wskoczyła, a Gabiś sam się do nich zaprzągł (chociaż to zadanie miało być dla taty, ale Gabi nie chciał odpuścić).


Pierwszą fetiwalową atrakcją dla małych i dużych, z której skorzystaliśmy, a raczej skorzystały nasze maluchy, było rzeźbienie w bryle lodu. To wcale niełatwe zadanie!


Dla Magdy była to już pora drzemki, więc trochę skeptycznie podeszła do tej pracy, ale Gabiś ciął, i szorował, i dłubał, słowem zapału mu starczało na sporo dłuższą chwilkę, niż my byliśmy w stanie wytrzymać ze względu na mróz. Niestety, nie przewidzieliśmy, że będzie aż tak zimno i nie ubraliśmy się odpowiednio - mam tutaj na myśli nas, dorosłych, bo dzieciaki miały swoje zimowe kombinezony, więc im było cieplutko. 



Gotowe dzieła sztuki odkładano do ogólnego podziwiania na specjalne półki, więc i na jedną z nich powędrowała bryła obrobiona z grubsza przez Gabisia.


Do jednej z atrakcji w tym roku nie kwalifikowaliśmy się, to znaczy nasze dzieci jeszcze nie, bo należy mieć conajmniej 120cm wzrostu, ale gdzieś za 3-4 lata chętnie weźniemy w tym udział. Oto jak ta gra wygląda, prawda, że nieziemsko? ;-) Podejrzewam, że tym osobom wcale nie jest zimno!


Gdy tak sobie spacerowaliśmy z Magdulą na saneczkach, podczas gdy Gabiś usiłował coś wydłubać z lodu, okazało się, że mała z tej wygody... usnęła! :-D Wtedy oczywiście skończyły się saneczki, a Magda wylądowała w wózku, opatulona dodatkowo ciepłym śpiworkiem.




Następną atrakcją w sam raz dla Gabisia była jazda samochodzikiem na napęd nożny po ośnieżonej trasie. Nawet stacja paliw się tam znalazła! Trzeba więc było zatankować pojazd. 




Zaraz obok była "stacja" łowienia ryb w przeręblach (na niby), bardzo ciekawie zrobiona, ale zapomniałam jej zrobić zdjęcie. Ostatnim przystankiem tego dnia był wieeeeelka kilkutorowa zjeżdżalnia, cała oczywiście zrobiona z brył lodu! Gabiś był zachwycony! 


Następnym razem muszę koniecznie założyć kombinezon na narty, bym i ja mogła sobie z niej zjechać. Tym razem musiałam się obejść smakiem ze względu na przejmujący mróz, którego nie dało się więcej ignorować. Tak więc koniecznie musimy jeszcze w tym sezonie tutaj wrócić, by także skorzystać z innych atrakcji, jak np. "zgubić się" w leśnym labiryncie lub pograć w piłkarzyki na lodzie, zjechać z wielkiej góry na równie wielkej dętce, pograć w hokeja lub ustawić igloo, i jeszcze kilka innych rzeczy by się znalazło... Można też się przejechać saniami ciągniętymi przez psy husky! Całe mnóstwo wspaniałych gier i zabaw jeszcze tutaj na nas czekają! Faktycznie, musimy tutaj wrócić!