"Dzieci nie są głupsze od dorosłych, tylko mają mniej doświadczenia." Janusz Korczak

"Nigdy nie pomagaj dziecku przy ćwiczeniu, jeśli czuje, że jest w stanie wykonać je samodzielnie" Maria Montessori

"Kiedy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat. " Janusz Korczak



piątek, 14 listopada 2014

Halloween wersja 2014, czyli (nie) bój się dyni!

Magda ma 19 miesięcy
Gabiś ma 3,5 roku

Jak co roku 31. października w całej Ameryce Północnej (w której części tej bardziej północnej my właśnie mieszkamy) obchodzi się Halloween. W tym roku święto to wypadło w piątek, tak więc mogliśmy cały ten halloweenowy tydzień poświęcić -również jak co roku ;-)- nauce o dyni. Właśnie ten dyniowy aspekt sprawia, że nawet polubiłam to święto jako pretekst do wypróbowania nowych dań z tego smacznego warzywa. No, i uwielbiam kolor pomarańczowy w różnych odcieniach, taki wibrujący i ciepły, więc jak tu nie lubić dyni?! :-D Ale właśnie, dynia dyni nierówna i o tym zaraz też będzie...

Najpierw wybraliśmy się w niedzielne popołudnie na pobliski rynek po spory zapas dyń: kilka dekoracyjnych oraz kilka do konsumpcji. Jak widać, wybór nie był łatwy. ;-)


W poniedziałek wyłożyłam kilka tych z nich na tacę i dodałam lupę, by dzieci mogły im się bliżej przyglądnąć. Oczywiście niektóre z nich posłużyły jako zastępstwo piłek, szczególnie ta wyglądająca na pomarańczę, co jej wcale z kolei nie posłużyło i szybko wylądowała w śmietniku.




Każde dziecko dostało również jedną małą dynię do dokładnego wymycia tak, by ją móc później ładnie udekorować, ale o tym będzie za chwilkę.


We wtorek przystąpiliśmy do porównania dwóch bardzo się od siebie różniących dyń: dyni zwykłej oraz dyni masłowej. Zrobiliśmy to w sposób jak najbardziej naukowy, a jakże! Najpierw przystąpiliśmy więc do zważenia Magdy... ehm, Magda sama chciała się zważyć, a Gabi w tym czasie szacował "na oko" wagę tej większej dyni. Prawdę mówiąc, z szacowaniem musiałam mu troszkę pomóc, bo waga, wysokość czy obwód są dla niego sporą abstrakcją. Każdy walor był zaraz skrupulatnie notowany na specjalnym arkuszu i tutaj Gabiś sam sobie pomagał języczkiem. :-P



Przedszkolni koledzy oczywiście też mu przy tej pracy pomagali, a jakże. Magda jednakże zdecydowanie przeszkadzała.



A oto nasze wyniki, częściowo "udekorowane" Magdusiną kredką: 


Gabi dopiero zaczyna pisać, więc niektóre z cyfr są nie do odszyfrowania (tam, gdzie jest to utrudnione, wpisałam wynik w górnym prawym rogu). Arkusz można pobrać TUTAJ (jest również na boxie).

W środę Gabi zajął się drobniejszymi pracami plastycznymi, jak wycinaniem dyń i naklejaniem ich na kartkę. Paski do wycinania pochodzą stąd.


Z kolei Magda była zachwycona "malowaniem" dyni pomarańczowym markerem.


W czwartek przystąpiliśmy do głównej części plastycznej, czyli do dekorowania naszych małych dyń.


A oto efekt końcowy: kto zgadnie, która jest Gabisiowa, a która Magdusina? ;-)


Za to piątek okazał się być naszym najpracowitszym dniem. Najpierw przejrzeliśmy karty ze zdjęciami różnych gatunków dyń (do ściągnięcia TUTAJ, są również na boxie). Karty zrobiłam w oparciu o te, a zdjęcia pochodzą z internetu.


Następnie zajęliśmy się zbadaniem wnętrza dyni masłowej, no a że akurat tego dnia mieliśmy wizytę ja dodatkowo załapałam się na zdjęcie ;-).


Pestki zostały wyjęte za pomocą łyżek, bo jakoś nie bardzo dzieciom się spodobał pomysł użycia własnych palców. ;-) Raz dotknęli wnętrza i od razu poszukali łyżki. Pestki zostały kilka dni później już przeze mnie samą umyte oraz przez Gabisia uprażone z dodatkiem soli i na końcu rodzinnie skonsumowane. Dawno nie jadłam dyniowych pestek i aż się nie mogłam od nich oderwać! Pycha!


Z kolei sama dynia została skonsumowana tego samego dnia; upieczona z dodatkiem oleju, cynamonu i cukru. Również pycha! :-D


W piątek udało nam się jeszcze zrobić małą ozdobę na okno. Pomysł pochodzi stąd. Potrzebne nam do tego są okrągłe filtry do kawy, pipetka oraz woda z pomarańczowym barwnikiem spożywczym, nie wpominając już o małych zainteresowanych tą pracą rączkach. ;-)

  

Po wyschnięciu wystarczy dokleić kilka czarnych pasków z bibuły i całość nakleić na okno. Gabi nakleił wszystko sam, ale Magdę troszkę nakierowałam.


A na sam koniec dnia zostało rozprawienie się z największą z naszych dyń. Tutaj pomocny okazał się tata, a Gabiś dokończył dzieło.



Do środka dyni wstawiliśmy kilka małych świeczek na baterie, dzięki czemu dynia się nie zmarnowała, bo przyznaję, że szkoda by mi było ją wyrzucić.

A a na sam samusieńki koniec dnia dzieci się przebrały w co trzeba i już całą czwórką poszliśmy na polowanie na łakocie, by mieć co zjeść na kolację, o! :-D 


Uff, i to koniec tego sprawozdania, mogę pójść spać. Następne wydanie halloweenowe dopiero za rok!

PS: Przy okazji szperania w internecie w poszukiwaniu ciekawych przepisów na dynię, znalazłam świetny blog kulinarski; Bea w kuchni, który Wam serdecznie polecam.