Gabiś ma 20 miesięcy
Mój mąż zaprosił nas dzisiaj do Salon du livre de Montréal, czyli na targi książek francuskojęzycznych. Idąc tam, nie spodziewaliśmy się zastać taaaaakich tłumów! Długaśna kolejka po bilety wstępu wiła się jak węgorz, na szczęście równie sprawnie jak i ta ryba, a na salonach - bo jest ich kilka - musieliśmy co chwilkę sprawdzać, co robi nasz maluch mający tendencję do szybkiego znikania w tlumie. Jak się okazało, trzy godziny czasu, który tam spędziliśmy, nie wystarczyły na zobaczenie więcej niż jednej trzeciej całego Salonu! Od ilości i kategorii tytułów można dostać oczopląsu, przy czym dobrze jest mieć rękę na portfelu, szczególnie w moim przypadku, gdyż ja + książki = debet na koncie! Pozwoliłam sobie jednak przytachać do domu kilka tytułów, z czego dwie pozycje są dla mnie, obie z dedykacją od ich autorów.
Drugą powieścią dla mnie jest "La femme au miroir", której autorem jest Eric Emmanuel Schmitt. I tutaj również zostałam mile zaskoczona, bo pomimo że czas dla publiczności już dawno się skończył, miły pan Schmitt poświęcił mi kilka chwil i dodatkowo zgodził się na zdjęcie.
Poza tymi pozycjami kupiłam dwie książki, które znam z biblioteki i które mogę z czystym sercem polecić każdej osobie władającej językiem Moliera i zainteresowanej metodą Montessori oraz rozwojem dziecki w wieku 1 do 3 lat. Są to 100 activités Montessori pour préparer mon enfant à lire et à écrire autorsta Marie-Hélène Place oraz 365 activités avec mon tout-petit autorstwa Nancy Wilson Hall et al.
Gabiś przednio się bawił co rusz wyciągając i przeglądając to jedną, to drugą książkę z regałów, przy czym jedną upodobał sobie na tyle, że postanowiliśmy mu ją sprezentować na Boże Narodzenie. No dobrze, w tym przypadku to nie tyle książka, co ten załączony do niej mały traktorek tak przykuł jego uwagę...
Idąc na te targi nie sądziłam, że tak mile spędzimy tam czas. Już zarezerwowałam sobie cały dzień na powtórkę z rozrywki za rok! ;-)
Wspaniałe doświadczenia Moniko!!!! Obawiam się, że w kwestii bankructwa finansowego z powodu książek jesteśmy do siebie bardzo podobne ;-) Mój mąż czasem się śmieje, że powinien sporządzić mapę naszych spacerów uwzględniających "miejsca zakazane" czyli księgarnie. Gdybym miała wybrać pomiędzy kupnem super sukienki i książki - wybór padł by zdecydowanie na to drugie.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci możliwości rozmowy z autorem - to zawsze jest fascynujące. Mam nadzieję, że po lekturze nowo nabytych książek, podzielisz się z nami recenzją.
No i jeszcze ten francuski. W liceum byłam w klasie z rozszerzonym francuskim i hiszpańskim. Aż mnie krew zalewa, że odpuściłam i tak wiele zapomniałam. Chociaż uwielbiam czytać wersję Twoich postów po hiszpańsku ;-)))) Coś niecoś mi się przypomina ;-)
Gabiś jest uroczy, szczególnie serce rośnie, że na Twoich oczach wzrasta nowy, mały czytelnik ;-)
Oj, rozpisałam się ;-)
Ciepłe pozdrowienia dla Was od nas.
Ewa
Moni juz sobie wyobrazam jaka bylas szczesliwa,to bylo dla Ciebie jak dobra uczta co?.
OdpowiedzUsuńA swoja droga,jak to sie udalo Lotharowi, zeby wyciagnac Ciebie z tamtad do domu??????????
Pozdrawiam Mama
Też zazdroszczę znajomości języków i możliwości rozmowy z autorami. Hiszpański sobie przypominam czytając twojego bloga, kiedyś troszkę się uczyłam.
OdpowiedzUsuńCo do mola książkowego to Lucek dopiero jak skończył 1,5 roku to zabrał się za książki ale za to dziennie po parę godzin co mnie męczyło. Od 3 dni książeczki są schowane a ten molik dopada katalogi, instrukcje i inne rzeczy aby czytać. Dziś po imprezie urodzinowej książki wrócą do niego. Dzięki ich schowaniu zrobiliśmy kilka rzeczy, które wcześniej go nie interesowały.
Ewo, ja już naliczyłam kilka podobieństw między nami, nawet mężów mamy podobnie myślących, haha... ;-) Recenzją podzielę się bardzo chętnie, ale nie sądzę, aby to było przed Gwiazdą... za dużo roboty, a za mało czasu na przyjemności, ech... Jeśli chodzi o naukę języków, to nigdy nie jest za późno, oczywiście za młodu, tak jak nasze maluchy, jest łatwiej, ale nawet w naszym wieku nie jest jeszcze "po kaczaku", jak to się zwykło mawiać w mojej rodzinie... ;-) Kiedyś uczyłam polskiego w Stanach jako Continuing Education, i moją najstarszą - i napilniejszą!- uczennicą była pani dobrze po 60! Przyszła zresztą razem z ok. 40-letnim synem, i przedstawiła się jako "100% Polish"...ale w jej czasach i to w Stanach liczył się tylko angielski, więc rodzice nie nauczyli jej polskiego. Czego tak bardzo żałowała, że szybko zapisała się na mój kurs. Polskiego w tym rejonie dawno już nie uczono... ;-)
OdpowiedzUsuńNo a Gabiś jest... no jak to Gabiś! Co ja mam zresztą jako jego matka powiedzieć? ;-))))) Pozdrawiam Was równie serdecznie,
Moni
PS: Na wymianę jak najbardziej się piszę, ale o tym napiszę Ci maila... za jakiś czas, bo teraz jestem bardzo zajęta... :-(
Mama, Lothar wziął mnie... na głód! Bo już dosyć zgłodniałam, no i prawdziwego oczopląasu dostałam, więc głowa zaczęła mnie boleć... ;-) Ale w najtępnym roku zamawiam sobie CAŁY dzień na targach... tralalalala! ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Was bardzo serdecznie,
Moniś
Lucyferko, bo mole książkowe to majł do siebie, że wszystko czytają, co im w ręce wpadnie, nie tylko książki, hehehe... ;-) Cieszę się, że moje wypociny po hiszpańsku na coś się przydają... ;-) Nie zawsze mam wprawdzie czas, by dopisać tekst po hiszpańsku, ale staram się... nie jest to też przekład 100%, bo czasami zmieniam trochę tekst jako taki, tylko sens pozostaje ten sam.
OdpowiedzUsuńślę pozdrowienia,
Moni
o jak ci z mezem zazdroscimy. targi ksiazki to jest to. moj maz to fan schmitta. wiec on zazdrosci ci szczegolnie mocno.
OdpowiedzUsuńpozdrowienia
wkropka